Spójrz mi w oczy, kochanie! A nie na moje ręce.

Przywykła do krzywych spojrzeń. Yasemin Uysal wcześnie się dowiedziała, co to znaczy nigdy się nie poddawać. Yasemin urodziła się bez przedramion. Pisze o tym, dlaczego nie potrzebuje litości i dlaczego ciałopozytywnosc na instagramie to nie wszystko.

Foto: Zoe Opratko
Foto: Zoe Opratko

Tekst: Yasemin Uysal, Zdjęcia: Zoe Opratko

 

„Mamo, dlaczego ta dziewczynka nie ma rąk?" - "Bo była niegrzeczna. “Usłyszałam tą rozmowę między niemiecką turystką i jej córką, gdy byłam z rodzicami na wakacjach w Turcji. Miałam wtedy zaledwie cztery lata. Byłam wtedy na szczęście za młoda, by zrozumieć co ta kobieta tak naprawdę powiedziała. Tak, rzeczywiście nie mam rąk, a konkretne przedramion. Ale nie, to nie dlatego, że nie byłam niegrzeczna jako dziecko. Powodem jest dysmelia. 

Niepełnosprawna? No chyba nie ja! 

Dysmelia jest wrodzoną wadą, która powoduje nieprawidłowy rozwój jednej lub kilku kończyn. Innymi słowami: Jestem niepełnosprawna. Ale jakoś dziwnie się z tym czuję używając słowa "niepełnosprawna" pisząc o sobie samej. 

"Osoba niepełnosprawna" lub "o specjalnych potrzebach" to również takie wyrażenia, których bardzo niechętnie używam, mówiąc o sobie. Nie czuję się "niepełnosprawna", nie mam "specjalnych" potrzeb, tzn. potrzeb, które jakoś bardzo różnią się od potrzeb innych. Tak jak inni lubię spotykać się z przyjaciółmi, wygłupiać się z moją siostrą, chodzić na zakupy, robić sobie makijaż, pływać i realizować się zawodowo. Krótko mówiąc: tak jak inni w moim wieku prowadzę samodzielne, szczęśliwe życie. 

Myślę ze najważniejszym powodem, dla którego tak łatwo radze sobie z moją sytuacją, są moi rodzice. Wiem, że nie zawsze było im łatwo mieć córkę, która jest trochę "inna". To moi rodzice musieli znosić spojrzenia i komentarze innych, gdy byłam za młoda, by je sama zauważyć. Ale bez względu na to, ile krzywych spojrzeń musieli znosić, moi rodzice nigdy nie pozwolili mi tego odczuć. Dla nich nigdy nie byłam niepełnosprawnym dzieckiem. Dla nich byłam po prostu dzieckiem, ich dzieckiem, które mogło dorastać tak jak inne dzieci. 

Kiedy w wieku sześciu lat chciałam się koniecznie nauczyć grać na jakimś instrumencie, było to dla moich rodziców najnormalniejszą rzeczą na świecie, aby spełnić mi to życzenie. Nauczyłam się więc grać na fletni, ponieważ jest to jeden z niewielu instrumentów, do którego nie potrzeba palców. 

Tylko się nade mną nie użalajcie.  

W szkole od początku zostałam zaakceptowana taka, jaka jestem. Nie miałam żadnych problemów z nawiązaniem przyjaźni. "Dlaczego nie masz rąk?" - "Bo ja się taka urodziłam." - "Aha. Okej. Chcesz się pobawić?" Tak właśnie przebiegała większość rozmów w podstawówce. 

Naprawdę doceniam to, jakie dzieci są bezpośrednie. Dzieci mówią co myślą i zadają pytania, a potem po prostu akceptują fakt. Dorośli natomiast za wiele nad tym rozmyślają, jak na mój gust. 

Wielu ludzi myśli, że ze mną trzeba obchodzić jak z jajkiem- jakbym była w jakiś sposób krucha. Widzę to, jak obcy ludzie zastanawiają się, czy i jak uścisnąć mi dłoń, czy jak niezręcznie się zachowują po tym, jak mi powiedzą żebym “trzymała im kciuki.” Wiem, że robią to, bo nie wiedzą, jak się zachować – I ja też o to nikogo nie obwiniam. Ale ja nie chcę i nie potrzebuję litości. Proszę się przede wszystkim na de mną nie użalać.

W szkole i na studiach nie było dla mnie litości, nie było specjalnego traktowania – i to była jedyna słuszna droga.

Tylko w ten sposób nauczyłam się wydobyć z siebie to, co najlepsze. W pierwszej klasie moje pismo było uważane za najpiękniejsze w klasie. "Ale jak ty w ogóle potrafisz pisać?" - to jest nadal jedno z pierwszych pytań, które obce osoby mi zadają. Moja standardowa odpowiedź brzmi: "Normalnie." Oczywiście trochę bawi mnie te kilka sekund niezręcznej ciszy, która potem następuje. “Normalnie? Ale jak to? – Tak, biorę ołówek w obie ręce i zaczynam pisać. Dla mnie to normalne. 

„Bycie innym” może być trudne. 

Nie zawsze jednak było to tak, że czułam się taka “normalna” jak jest to dziś. Jest to rezultat długiego procesu uczenia się. Kiedy byłam nastolatką, stawałam się coraz bardziej świadoma z mojego bycia "inna". Stopniowo zaczynałam sobie zdawać sprawę z tego, w jaki sposób widza mnie inni. Komentarze, do których byłam przyzwyczajona od dzieciństwa, stawały dla mnie coraz głośniejsze i bardziej bolesne. 

Wpadłam w prawdziwą paranoję, miałam wrażenie, że ciągle wszyscy gapią się na mnie i moje ramiona. Moja niepełnosprawność nagle zaczęła odgrywać główną rolę w moim życiu. 

Podczas gdy moje koleżanki cieszyły się dość dużą popularnością u chłopców, ja dla chłopaków zawsze byłam tylko “tą dobrą kumpelą”. No jasne, kto chciałby mieć dziewczynę, która nie ma rąk?

Tego typu negatywne doświadczenia doprowadziły do tego, że jako nastolatka zaczęłam się coraz bardziej wstydzić swojego ciała. Winiłam je za to, że nie czułam się piękna i pożądana. Ciągle odczuwałam potrzebę ukrywania rąk w obawie, że znów zostanę zredukowana tylko na ręce, tudzież ich brak. Nawet w lecie wychodziłam z domu tylko w kurtce, mając nadzieję, że uda mi się jakoś ukryć mój “problem.”

Media społecznościowe również temu sprzyjały. Wszędzie widziałam zdjęcia ludzi pozornie "nieskazitelnych" i chciałam być po prostu tak samo "doskonała" jak oni. Kiedy tzw. ruch ciałopozytywnosci  podbił świat, zaczęłam się nad tym zastanawiać, czy to rzeczywiście jest takie cudowne. Jak miałam zaakceptować siebie i moje ciało, nie mówiąc już o miłości do niego, skoro tak często od społeczeństwa odczuwałam niechęć przez moje bycie “inną?” 

"Jesteś idealna taka, jaką jesteś!" - Za pomocą takich haseł ruch ciałopozytywnosci chce zachęcić ludzi do tego, aby czuli się dobrze w swoim ciele, nawet jeśli nie odpowiadają ideałom piękna narzuconym przez społeczeństwo.

Niewiele osób wie jednak, że ruch ten został pierwotnie zapoczątkowany przez czarne kobiety i miał na celu zwracanie uwagi na kobiety z deformacjami, kobiety o innych kolorach skory niż biały, i kobiety transgender.

I co się z tam stało? Body Positivity jest dziś reprezentowane prawie wyłącznie przez zachodnie, białe, o pozornie idealnym ciele kobiety, które po nieco zbyt obfitym lunchu wypinają brzuch do kamery i wpisują pod takim zdjęciem hasztag #loveurbody. 

Jakim cudem na pozór idealne kobiety, na które nikt nigdy krzywo nie spojrzał z racji koloru skory lub jakichś deficytów fizycznych każą mi kochać moje ciało?

Jak mogę być piękna, gdy ludzie się na mnie gapią? Jak mogę zaakceptować siebie, jeśli nawet trudno jest mi dostać prace z powodu mojej niepełnosprawności? - Tak, to się zdarza. Często. Moje nazwisko, które nie brzmi austriacko, tego nie ułatwia. Zdarzały się sytuacje, w których nie wiedziałam, czy odmówiono mi z powodu mojej niepełnosprawności, mojego imienia, czy też dlatego, że jestem kobietą. A może wszystko razem? 

Ale ta cała ciałopozytywnosc z instagrama mi w tym na pewno nie pomoże. Dlaczego? Bo ci, którzy zaanektowali ten ruch dla siebie, nie mają pojęcia o złożoności tematu. Problemy są umniejszane zgodnie z mottem: "Kochaj siebie, wtedy wszyscy będą cię kochać". Ale rzeczywistość jest inna. Każdy, kto twierdzi inaczej, nie tylko okłamuje nas, ale przede wszystkim siebie samego.

Ten, dla którego nie jestem niepełnosprawna. 

Na codzien często pojawiają się sytuacje lub przeszkody, które sprawiają, że ludzie tacy jak ja zdają sobie sprawę, że jesteśmy "inni". Ale to nie znaczy, że i tak nie możemy zaakceptować naszego ciała. Nie możemy  kochać siebie  tylko dlatego, że ktoś inny z Instagrama tak nam mówi. Musimy sami być na to gotowi, chcieć tego i pozwolić, by to się stało. I musimy pogodzić się z tym, że nie zawsze będzie łatwo. Zawsze będą ludzie, którzy będą się na nas gapić lub mówić głupie rzeczy. Ale jeśli w moim życiu nauczyłam się czegoś,  to tego, że powinno nas mniej obchodzić to, co inni on nas myślą. Naprawdę.

 A co do miłości:

Przez moje przeżycia mam na tyle doświadczenia żeby powiedzieć wam, że prawdziwym problemem nie jest fakt, że brakuje mi rąk. To jest niechęć innych do zaakceptowania mnie taka jaką jestem. Jednak gdy zapytasz taką osobę , co konkretnie jej we mnie przeszkadza. Nie będzie ci potrafiła na to odpowiedzieć. Tak, ludzie tacy jak ja są przyzwyczajeni do dziwnego traktowania przez innych. Ale nie przez wszystkich. Ja mam szczęście mieć kogoś takiego w moim życiu. Kogoś, który patrzy mi w oczy, a nie na moje ręce

Ktoś, kto nie widzi we mnie ,,wybrakowania”.  Ktoś, kto nie dba o to, co inni myślą o kobiecie u jego boku. Kiedy spotykasz tę osobę, zdasz sobie sprawę, że wszystkie wcześniejsze rozczarowania nie były warte ani jednej łzy, ani jednego zwątpienia w siebie. 

W przeszłości zawsze było dla mnie ważniejsze, by żyć zgodnie z ideałami innych. A w tym wszystkim zapomniałam, że zostałam od początku zaakceptowana i kochana przez najważniejszych ludzi - moją rodzinę i przyjaciół. Kiedy już to zrozumiesz, jesteś gotowa kochać sama siebie. 

Anmelden & Mitreden

2 + 15 =
Bitte löse die Rechnung